Nam siońnia patrebna ekzarcysckaja sol. Ci ja pamylajusia? Chacia za inšych havaryć nia varta. Skažu pryvatna. Jakoj nie škada soli? Nie-nie, tolki nie bujnoj marskoj, jakaja niby kryštali ŭ chimičnaj labaratoryi. Lepiej praściejšaj, siarmiažnaj, adpaviedna, skažam, ichniamu nutru, što plabiejskim zastałosia, nie zvažajučy na dyplomy, na haradzki asfalt i na dotyk da abraza ci da raśpiaćcia, naprykład.

Vychodžu na Haradnicu, tamaka adnojčy znajomyja stajali razmaŭlali. I voś adzin havoryć źniačeŭku: ciabie moładź nazyvaje… i vymaŭlaje viadomaje kinaproźvišča biełahvardejskaha pałkoŭnika. Nikoli nia dumaŭ, što mianušku maju. Adnak, chalera, całkam niadrennuju, možna skazać. Nu choć heta, kab nia ŭpaści ŭnutry vačej ułasnych, jasna. Pryblizna tak vykazvaŭsia časam znajomy žmohus kaliści. «Jezus Maryja!» — heta ž ad jaho ŭ mianie (ci chutčej ad nastaŭnicy movy Hražyny Marjanaŭny). «Nia ŭpaści hraźziu ŭ tvar» — taksama ichniaja prymaŭka. Jasna, jany ž niaruskija, jak i my, zrešty, ale z nami inšy vypadak, supraćlehły, adnak nia budziem adchilacca.

Zachodžu da znajomaha ŭ staruju kamianicu, kaža: baču ciabie časam cieraz vakno, niekatorych moža razdražniać, skažam, tvaja pastava, tvaja vonkava samadastatkovaść. Što zrobiš! Zazirajučy ŭ internet: nikoli nia viedaŭ, što ŭ Prybałtycy škołu zakončyŭ… Što zrobiš! Ty na ich i padobny čymści svajoj strymanaściu badaj, pavodzinami… Dobra, niachaj, ja j sam viedaju, ci adčuvaju časam, uskosna chaj. Napatkaješ byvała sałodkuju paračku, pazdaroŭkaješsia pieršy, «dabrydzień» vam, z zyčlivaj uśmieškaj, nie pa-saviecku. I ŭśviedamlaješ zatym, što ŭśmiešku tvaju ŭsprymajuć za niaščyruju, bo nie čakajuć ščyraj.

Niačasta sa mnoj takoje zdarałasia: vyklikać nieprychilnaść, nianaviść u adkaz na ŭśmiešku ci na hodnyja pavodziny, pieraličyć na niekalkich palcach možna. Pierš uspaminajecca kapitan Šlanhman, jaki aburany nie raŭnujučy skrynka, u adkaz na maŭčańnie, na maŭklivy pohlad jamu ŭ vočy, zatym — ubok. Prablema łomanava jajca nia stoiła, a ŭ jaho tvar skažony, byccam ja žaŭnier niejkaha bundesveru ci chacia b remień maju, vybačajcie, na jajcach — pa-dziadoŭsku.

Paśla načnoha dziažurstva pavinien byŭ drychnuć u kazarmie, ale ŭpierad -misa kašy, cylindryk masła ad chlebareza-ačkaryka, para kavałkaŭ rafinadu i redki sałdacki čajok. A jon na mianie sonnaha i hałodnaha «najechaŭ», jak skrynka lubić vyražacca. Čamu niaholeny? «Na siabie pahladzieŭ by lepiej!» — u dumkach apatyčna ahryzaŭsia ja, nie vymaŭlajučy ničoha. Napeŭna jon čakaŭ, kab pačaŭ prynižacca, niešta tłumačyć, prasić prabačeńnia ŭrešcie. Dalboh: paprostu kipiaciŭsia, nu vykapanaja skrynka! Ja vidać uśviedamlaŭ u tuju chvilu, što raspalvaju jaho mienavita, što nie reahuju. Što da skrynki, my čas-časam reahujem spantanna: rahočam spačatku, zatym hasim. (Nia pamiataju, da słova, ci jon zahadaŭ mnie nieadkładna pahalicca?).

Moža maje zdahadki, ale supadzieńnie nadta dziŭnaje. Šlanhman byŭ čužakom, u nas u kazarmie kiravali chachły-majory. I raptam toj, što nampalit, zajaŭlaje: byccam by ja byŭ u samachodzie, cha-cha, pa-cyvilnamu, u džynsach (adkul?!) i jon mianie zastukaŭ. Sapraŭdnaja padeść! A-a, i nazyvaje, parazit, — dzień, čas i miesca. I ŭ mianie ščyraja dumka tady: niaŭžo hetak nažersia, bo śviata ž — SA i VMF… Ale takija nia pjuć, ci kryšku tolki, redkaść, jasna, ale fakt. Tak, stanovišča davoli fantasmaharyčnaje: bačyŭ i ŭsio, choć jaho stralaj! Dziakuj siaržantu Pilvinskamu, škada — zabyŭsia — jakoje mieŭ imia (pamiataju tolki adkul byŭ). Vacłaŭ? Vacłavam chutčej byŭ jafrejtar Zbarašeŭski (Boh moj, ci nia ŭ Vojsku Polskim heta adbyvałasia?).

Dy nie, u rodnym savieckim, ale heta ŭsio svaje chłopcy, našyja. Sutyčki zdaralisia ź inšymi: sa zhadanym majoram-chachłom, sa Šlanhmanam, jaki źnianacku zamianiŭ jaho na pasadzie (možacie sabie ŭjavić majo stanovišča!), uspaminajecca i zajzdroślivy chachoł-Mykoła, jaki nastučaŭ pa-zdradnicku na mianie našamu pałkoŭniku. Što da ŭkraincaŭ, ź imi prablemaŭ u mianie nie isnavała, nakolki pamiataju, chacia i siabroŭ asablivych nie pryhadaju. Z prybałtami niekatorymi dobra syšoŭsia, choć u nas ich było vobmal (ci možna tak skazać?). Z rusakami znachodziŭ ahulnuju movu, małočna-tvarožnaj vajny u nas dakładna nie było. Siaržanta Bunina pamiataju, maskviča, dalikatny čałaviek. Voŭka Suchaŭ z-pad Maskvy mnie na roźvit zrabiŭ nastolny prybor piśmovy, vytačyŭ šklanku metaličnuju dla ałoŭkaŭ i pioraŭ, kab ja pisaŭ. Voś ja j pišu, ale sich-tych razdražniaje. Što ž, niachaj.

Uspaminajecca jašče praparščyk Ambaraŭ, jon mnie nahadvaŭ pruskuju muštru ruskaha cara svaimi pakazami na płacy — «Dziełaj raz! Dziełaj dva!» Jon układaŭ u šychtavuju ŭsiaho siabie, jon i byŭ žaŭnierykam, jakoha zaviali klučom sa śpiny, i jon aŭtamatyčna, ale zaŭziata vykonvaje kroki-ruchi-šycht-praktykavańni z asałodaju i z pustymi vačyma. Jon vyvučyŭ dva niamieckija słovy, pabyvaŭšy za miažoju, — hros-buch i jašče niejkaje i vielmi časta ich paŭtaraŭ. Jon byŭ našym vučycielem i jon abazvaŭ mianie adnojčy Sałžanicynym, kali vyciahnuli cenzurna moj natatnik. Mnie było tolki 18.

Ja jašče čuŭ mianušku ad dvuch-troch dziadoŭ — «Sałžanicyn», ale chiba ŭžo ź mienšym asudžeńniem, ździŭlena-niaŭchvalna. Słovam, ja atrymaŭ jarłyk. Proźvišča tady było jakraz na słychu. Nia pamiataju jak, ale natatnik mnie viarnuli, peŭna na «Archipelah» źmiestam usio ž nie ciahnuŭ… Paźniej pačaŭ rabić svaje vajskovyja zapisy ŭ toŭstym sšytku, litaraturnyja sproby, karaciej, słova «Sałžanicyn», jakojeści cybulnaje, ałoesnaje, zastavałasia ŭ hałavie, ale dzieś na ŭskrajku, u śpižarni.

…Zbaŭ nas ad złoha i adpuści nam hrachi našy, jak i my prabačajem vinavatym našym. Tak, jon nia suprać mabyć, kali my da jaho źviartajemsia. Zahvazdka ŭ inšym. Jany zastajucca zaciatymi, jany nia vierać u ščyraść, u prabačeńnie, jany nia majuć u im patreby, im heta niecikava, ich heta tolki razdražniać moža. U ich, skažam, adčuvajecca niejkaja chibnaść. Tak, ja byŭ zadumaŭsia: čamu? Tamu što ŭ ichnim žyćci štoś nia tak. Razumiejecie? Čamu nie sunimajecca skrynka? Z toj ža nahody. I kali ŭ kahoś zvonku ŭsio tak, jany nie utajmujucca. Tvajo prabačeńnie — jak ad ścienki haroch, nia bolej. U hetym sol, nie ekzarcysckaja, jasna.

Z peŭnaha času ja trymaju ŭ kišeni miašečak z toj sollu ekzarcysckaj. Kali idu vulicaj, ściskaju jaho časam. Ale nia viedaju, ci nie ašukvaju sam siabie, ci nie pryciahvaje jana ŭ takim varyjancie, naadvarot, uvahu ŭsich pakryŭdžanych na siabie samich? Takich pytańniaŭ zvyčajna nie zadajuć ksiandzam. Praŭda, u adnym našym kaściole jość suviaź ź niabiesnaj kancylaryjaj, pra što niamnohim viadoma, ale isnujuć prablemy z dostupam, aproč taho ja ŭ łacinie ni bum-bum.

Što da Šlanhmana, jon mnie na aryvederčy charaktarystyku vypisaŭ: indyvidualist, hanarlivy, na zaŭvahi nie reahuje — niejkuju padobnuju łuchtu. A pry čym tut heta? Usia reč chutčej u našym ścišana-strymanym kryvickim duchu, chočacca skazać navat — harcie, ale zanadta pryhoža, litaraturna, dy razam — surova, pa-niamiecku jakści hučyć. A kryvičy ź niemcami — zusim nia dzieci roznych narodaŭ. Samalot Berlin-Miensk, da słova, navat u chałodnuju vajnu isnavaŭ, chacia heta ŭžo zusim ź inšaj opiery, ja-ja, Hot mit unz.

Клас
0
Панылы сорам
0
Ха-ха
0
Ого
0
Сумна
0
Абуральна
0

Chočaš padzialicca važnaj infarmacyjaj ananimna i kanfidencyjna?