U krytyčnyja dni treba zavitvać u kino. U dzień naradžeńnia byłoj žonki ja pajšoŭ na novaha Džejmsa Bonda.

Mianie jak pradstaŭnika rafinavanaj biełaruskaj intelihiencyi absalutna nie turbuje pytańnie chrabuścieńnia čypsaŭ i hołasnaha truščańnia papkorna padčas kinaseansaŭ. Bo ŭsio adno tyja čypsy i papkorn chutka skančajucca. Pavodle maich padlikaŭ, chvilin praź siem. Ich staje adno na reklamny blok, dzie huk i tak pavialičany, i na samy-samy pačatak stužki. Kalambija pikčars prezentu... chrabuś-chrabuś... Iv cišynia. Ja naahuł nia viedaju našto taki zachutki kajf — tolki hrošy marnavać. Inšaja reč — siemki, heta ž viešč!

Usie ŭsio viedali napierad. Jon — bialavaja šelma, padpiarezany «Uzi» i «Amiehaj». Jana — balivijskaja špijonka: padsmažanaja da chrabustkaj skarynki ŭ halivudzkim salaryi Vola Kirylenka. Usie astatnija — dyktatary i mańjaki ahulnaplanetnaha maštabu i patalahična chočuć śmierci tandemu. Heta ŭsio — z frontu, u łob. A źleva: «Loša, ty śpiš? — Nie, nia splu, ty što — my ž hrošy zapłacili».

Sacyjalnaja karyść takich filmaŭ vidavočnaja.

Čałaviek, jaki pahladzieŭ «Džejmsa Bonda», zabivać nia pojdzie. Prynamsi da paniadziełkavaha viečara.
Navat kali ŭ jaho pad łožkam napahatovie kulamiot «maksim». «Nu, chto ja sa svaim śmiešnym trupam cieščy suprać hetaha Everestu ciełaŭ?». A tam i hladziš karparatyŭčyk jakiści ŭ sieradu viečaram vytancoŭvajecca — źjaŭlajucca inšyja stymuły ŭ biezzahannym žyćci niezabojcy. Ranica ŭ čaćvier: zabić siabie chočacca značna bolš, čym astatnich. Cudoŭnaje ŭvaskrašeńnie ŭ piatnicu. Subota — śviaty dzień pavodle ŭsich relihijaŭ i ničoha kiepskaha ŭ im nia moža pavodle aznačeńnia. A tam i hladziš — Sunday, I'm in love znoŭ. Tut hałoŭnaje zadača rabotnikaŭ mastactva — u niebiaśpiečnym punkcie čałaviečaha žyćcia svoječasova padsunuć čarhovaha Bonda, antykilera cioščaŭ.

Nam utulna ŭ našych fatelach. A mastakam utulna ŭ ichnich. «Nu, što pa dvaccatym raziku «Bryljantavuju ruku»?» — «Fi, nie, my tolki «Kin-dza-dza» i maksymum vośmy raz». U sučasnym mastactvie, jak z prośbami da Dzieda Maroza: chto što chacieŭ, toj toje i atrymaŭ. U razumnych miežach, viadoma. Ty prosiš u mastactva filmiec z razhetakaj mašynkaj u kadry ci supier-lalkaj u hałoŭnaj roli, i asabliva zapisvaješ heta na papiercy i pieradaješ praz baćkoŭ, i santaklaŭs-mastactva — budź spok — vykanaje. A jakasnuju niamieckuju dziciačuju čyhunku, što pranosicca praz hłuchija tuneli našaha isnavańnia? Choć ty hałavoj ścienku — usio adno nie atrymaješ. Maksymum na zakrytych prahladach dla piaci čałaviek. Heta ž razumieje kožny dzietsadaviec svaimi jašče nieakuklenymi mazhami.

Što dalej skažuć amerykancy? Nu, pryvitańnie! — jany ŭžo ŭsio skazali. Navat samyja zaciatyja nienaviśniki ŭsiaho zaakieanskaha davoli chutka vyśvietlili, što štataŭcy tut amal što ni pry čym. Možna, viadoma, pa-dziciačamu nadźmuć huby i z pontam pramović: «Jany pieršyja pačali!», i heta tak, ale... Ale hlańcie navokał. Kultura słužyć nam, vykonvaje našyja choćki. Asabliva tut, dzie ŭsio krucicca vakoł dziciačych maraŭ: pakupki mašynki i fanatyčnych pošukaŭ adnosinaŭ typu «prync-pryncesa».

Praŭdzivaje mastactva jość to jość. Tam šmat čaho niezrazumiełaha, niaznanaha, tam impravizacyja, žyvoje žyćcio, tam mastak hulaje pavodle svaich, a nie hladackich praviłaŭ. I čyja vina, što toj hatunak u masavym paradku pakinuŭ siońnia halerei, kancertnyja zali i kinateatry. A jak jon nie žadaje, ci to nia moža dachodzić da publiki, i tamu ludzi ŭ moc svaich zdolnaściaŭ biaruć jaho rableńnie ŭ svaje ruki. Zdajecca, u falklarystaŭ heta nazyvajecca pobytavaj kulturaj.

Kulturny centar krainy ciapier nie ŭ Pałacy Mastactvaŭ i navat nie ŭ Pałacy Respubliki. Jon na — budaŭničym rynku ŭ mienskim mikrarajonie Ŭručča.
Takoha ščyraha natchnieńnia, scenaŭ takoha napału ja daŭno nidzie nia bačyŭ. U ludziej, kali jany malujuć plany svaich budučych interjeraŭ moŭ pavietranyja zamki, tvary akviečanyja ščyrym uźvivam fantazii. Nazirać, jak pierad uvachodam u pałatku niejkaja para ŭ žanry pantamimy pačynaje planavać jašče niedabudavany dom. Jak karcinna, zusim nie pa-tutejšamu kabiety kidajuć svaim partneram teatralnyja frazy: «Ja — žančyna, i ja tut vyrašaju!» Tut kožnaha čałaviek zaciahvaje ŭ vir pačućciaŭ i strakatych łaka-farbavanaj impresii. Tam zaprasta možna pierastreć i Kalijopu sa špalerami, i ŭbačyć jak uvichajecca Terpsychora z fajansavym bačkom. I idealnyja dekaracyi — achajna ababityja sajdynham kramy, a taksama pradaŭcy rynku ŭ roli masoŭki tolki dadajuć siužetu dramatyčnaści ci kamičnaści, kamu što padabajecca. I voś antrakt — źniamožana pavalicca na plastykavaje kresła i ŭ tutejšym teatralnym bufecie źjeści porcyju crêpes z varanaj zhuščonkaj. Druhaja dzieja: tancy, sceny z narodnaha žyćcia. Hałoŭny hieroj padychodzić da hieraini i jak by flirtujučy, u formie žartaŭlivaj aryi prapanuje joj nabyć italjanskuju kuchniu ź biaspłatnaj dastaŭkaj na dom. I, tonučy ŭ štapikach i płankach, usio roŭna jak abviešanyja bukietami prymadonny, my, atrymałyja svaju porcyju kultury, viartajemsia damoŭ. Karetu nam, karetu!

Maleńkija trahiedyi z budaŭničaha rynku nahadali mnie jašče adnu historyju. Pra majho dzieda. Jon byŭ takim ža (miž)volnym mastakom. U svoj čas, kali «sprava daktaroŭ» raspaŭsiudziłasia nia tolki na daktaroŭ, ale i na samich rabotnikaŭ prakuratury adpaviednaj nacyjanalnaści, i dzied, zvolnieny z orhanaŭ, zrabiŭsia pazaštatnym jurydyčnym kansultantam na adnym ź mienskich zavodaŭ, da kanca žyćcia zahłybiŭšysia ŭ dva zaniatki, viadomyja svaim dabratvornym upłyvam na dušu mužčyny: zaloty i pavyšeńnie ŭłasnaha dabrabytu.

Akramia hetych dźviuch rečaŭ u dzieda było chobi — jon vybivaŭ ilhoty.
Reč u tym, što pavodle savieckaha zakanadaŭstva invalidam vajny (a dzied prajšoŭ usiu vajnu) akramia darmavych prajezdaŭ u hramadzkim transparcie pałahałasia proćma ŭsiaho: cełaja system, jak by my ciapier skazali, źnižak, šmatlikija darunki ad raznastajnych arhanizacyjaŭ i h.d. Chiba mała chto z veteranaŭ, chto viedaŭ pra toje. U liku niešmatlikich — moj dzied-juryst.

Dzied vybivaŭ usio. Pasiarod viasny ŭ nas u duchoŭcy raśćvitali kalumbijskija banany, Kukłačoŭ i jahonyja kociki ŭśmichaŭsia tolki nam, dziedavym unukam, što siadzieli ŭ pieršych šerahach; biełyja ciepłachody zabirali nas na kruizy pa Załatym kalcy z vyjezdam u akvatoryju na Krasnaj płoščy. Kali b na palotach u kosmas była b kvota dla veteranaŭ VAV, dyk ja prosta ŭpeŭnieny, što mienavita moj stryječny brat Arkaša zrabiŭsia b pieršym dziciom-kasmanaŭtam. Dzied, daloki ad mastactva čałaviek, byŭ praŭdzivym tvorcam, žanhlujučy dekretami jak cyrkač. Z natchnieńniem stročačy doŭhija listy ŭ ministerstvy, z elehantnaściu padsoŭvajučy koračku veterana vajny, ź niazmušanaściu tvorcy vybivajučy z čynoŭnikaŭ usio, što jamu pałahałasia. I zaŭvažcie, nijakaha błatu ci svajakoŭ u Saŭminie. Chutčej naadvarot, usie suprać našaha dzieda, ale jon nia šyła ź piercam. Sapraŭdnaje mastactva — jano troški na złość navakolnaj niesvabodzie. Nie zabudu jaho najhranuju aktorskuju abyjakavaść, kali jon pa prychodzie da nas dadomu, dastavaŭ pierad našymi zachoplenymi vačyma čarhovaha tłustaha trusa z kapieluša. O tak, heta zasłuhoŭvała apladysmentaŭ!

Viadoma, pry vialikim žadańni i fantazii ŭ scenkach ź mienskaha budaŭničaha rynku možna šukać i znajści paraleli ź inšymi spakonviečnymi lićvinskimi zabavami: palavańniem na janotaŭ, pachodami na Maskoviju. Ale ja nastojvaju na mastactvie. Chočacca, viedajecie, kulturnych paraŭnańniaŭ, čałaviečnych metafar. I jak manarchija, to prynamsi aśviečanaja.

Z usich prafesijnych mastakoŭ rad(t)uje adzin Kadafi.
Svajoj ščyrusieńkaj zaanhažavanaściu ŭ ciažkich dumach pra los čałaviectva. Jon dla siabie ŭžo ŭsio daŭno rašyŭ: jon usioj dušoj za siły Dabra i choča prynosić ludziam tolki ŭciechu. Zbolšaha svaim suajčyńnikam. Nu, i tam, kali vypadzie vyjechać za miažu, dyk i inšaziemcam taksama budzie dazvolena pahrecca ŭ pramianiach jaho talentu režysiora-pastanoŭščyka kulturna-masavych mierapryjemstvaŭ. Pahladzicie jašče raz na jahonyja zdymki ŭ Miensku, zroblenyja Julaj Daraškievič. Heta ž opera, symfonija, «Aida» i «Vybrańnica» na adnoj scenie. Chiba viarbludaŭ u Ždanovičy zabyli padahnać. Upierad, Kadafi! Zadaj, daražeńki, hetamu hidkamu Bondu, hetamu hniusotnamu Džejmsu Bondu, kapitalnuju pračuchanku, atu jaho! Śmierć falšyvamu mastactvu!

Pavał Kaściukievič

P.S. Vypiaredžvajučy reklamy (bolšaść ź jakich ja darečy, sam i inśpiruju), chaču paviedamić vam, siabrovie, što vyjšła maja debiutnaja kniha prozy, «Dušpastarskija spatkańni dla dačnikaŭ».

Hladzi jašče:
Recenzija na Bonda Andreja Rasinskaha

Клас
0
Панылы сорам
0
Ха-ха
0
Ого
0
Сумна
0
Абуральна
0